Wrocław BEZ przemocy - Wrocławska Kampania Przeciwdziałania Przemocy - 2022 |
Najtrudniej jest wytrwać - wywiad."Przestać pić można samemu, ja przestawałem wiele razy. Najtrudniej jest wytrwać." - mówi pan Piotr, trzeźwy od 17 lat alkoholik. W wywiadzie opowiada o swojej drodze do trzeźwości i o tym, co pomogło mu przejść przez najtrudniejszy okres w życiu. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -Jak zaczęła się Pana historia z piciem?Całkiem zwyczajnie. Byłem sześć lat po ślubie, miałem w domu dwie świetne kobiety: żonę i czteroletnią córkę. Pracowałem w urzędzie, miałem dobrą i stabilną pracę. W latach 90., w moim mieście, to była porządna praca, taka do pochwalenia się. Własne mieszkanie. I kolegów... Kolegów?Tak. Z młodości, z czasów liceum. Moja żona i ja pochodziliśmy z tego samego miasta, po studiach do niego wróciłem. Tak wtedy robiło wielu moich rówieśników. I była nas cała zgraja, takich co po pracy potrzebowali rozrywki. Rozrywki w postaci... ?Wyjścia do baru. Ze znajomymi, z kumplami, nawet z koleżankami. To była stała grupa, w większości ludzi z mojego rocznika lub niewiele starszych, czy młodszych. Większość z nich była już po ślubach, mieli dzieci. Do baru chodziliśmy w ramach relaksu, tak zwanego odstresowania się. W domu się nie dało odpocząć. Było krzyczące dziecko, narzekająca żona, obowiązki. A ja chciałem odpocząć. Więc uciekałem, siedziałem w barze, popijałem i miałem wrażenie, że nic nie muszę, że jestem wolny i młody. Uważał się Pan za szczęśliwego w małżeństwie?Tak. Kochałem moje kobiety. Chciałem ślubu. Chciałem dziecka. Tylko... gdzieś po drodze się zgubiłem. Początkowo piłem tylko od święta, w piątki czy przy imieninach kolegów. Później okazji pojawiało się coraz więcej i więcej. Pamięta Pan moment w którym stwierdził, że wizyty w barze i tak częste picie są problemem?Nie. Nie ma jednego takiego momentu z tamtego okresu. Wszystko zlewa mi się w jeden obraz: praca - bar - awantura w domu. I tak w kółko. Z perspektywy czasu powiem, że pierwszym, co zrobiło na mnie jakiekolwiek wrażenie, była reakcja mojej matki. Nie pamiętam już z jakiego powodu, ale zjawiła się w moim domu tuż przed moim przyjściem. Gdy tylko wszedłem przez drzwi złapała mnie za kołnierz z siłą, której nie spodziewałem się po kobiecie sięgającej mi pod pachę i wyciągnęła za drzwi. Zapakowała do PKSu i zabrała do swojego domu, do swojej parafii, przy której prowadzone były mitingi AA. Pańska matka była pierwszą osobą, która postanowiła panu pomóc...Pierwszą. Ale ja się nie dałem. Zjadłem, wyspałem się i uciekłem. Uciekałem tak kilkakrotnie, kilka razy od niej z domu, kilka od żony, która zaczęła ją popierać, kilkakrotnie z mitingów, które rozpoczynałem. Uciekając od jednej wędrowałem do drugiej i obiecywałem poprawę. Jak reagowali pozostali bliscy? Czy ktoś poza matką oferował pomoc?Żona histeryzowała, płakała, nie radziła sobie z całą sytuacją. Mnie to było na rękę. Wiedziałem, że nic mi nie może zrobić, że mi nie zabroni i ja jej nie posłucham. Fakt, było mi jej szkoda. Bardzo. I wtedy miewałem pomysły o zaprzestaniu picia, o byciu dobrym mężem i ojcem. Ale kończyło się na dobrych chęciach. To moja matka postawiła nas na nogi, mnie i ją. Ją pierwszą. Nie mam pojęcia jak, ale sprawiła, że w pewnym momencie moja żona stanęła murem po jej stronie. Obie nalegały, obie gnębiły, obie woziły mnie na spotkania. Jak długo trwał okres w którym Pan pił?Łącznie jakieś trzy lata. Dwa to był czas, gdy wszystko się zaczynało, gdy mieszkałem jeszcze z żoną i córką. Ostatnie siedem miesięcy to wędrówka między domami i próby leczenia. Wspominał Pan, że na pierwsze spotkanie AA zawiozła Pana matka. Czy tam kontynuował Pan leczenie?Tak, tam zacząłem i zapewne tam zostanę. To w ogóle zabawna historia, bo moja matka jest bardzo wierzącą osobą. Żyje w bardzo dobrych relacjach z księżmi, z zakonnicami. To był prawdopodobnie jej jedyny pomysł na pomoc mi, zawieźć do kościoła, oddać w ręce księdza i pracującego z AA psychologa. Byłem znany im z opowieści mamy, więc i ksiądz odprawiał msze w mojej intencji i zakonnice się modliły i sąsiadki, niemal pół miasta. Może i to też pomogło, ta ich wiara, że mi się uda, że coś mi pomoże. A co według Pana było najbardziej pomocnym czynnikiem?Nie jestem wierzący. To znaczy wierzę, ale sam nie wiem czy w to co inni. Nie upatruję jednak w tym czymś źródła swojego powodzenia. Przestać pić można samemu, ja przestawałem wiele razy. Najtrudniej jest wytrwać. I nie pomoże ci w tym nikt kto Twojego pragnienia nie zrozumie. Ani żona, ani matka, ani ich uczucia. Kto więc najlepiej pomoże?Alkoholik, trzeźwy alkoholik. Mnie najbardziej pomogło zaprzyjaźnienie się z Markiem, z pierwszym facetem obok, którego usiadłem podczas mitingu. Jakoś tak wizualnie mi się spodobał, był podobny do mnie,
miał podobną historię. Mieszkał niedaleko i miałem poczucie, że w razie potrzeby jest, aby postawić mnie do pionu. Co sprawiło, że postanowił Pan, sam z siebie, leczyć się i wytrwał w tym?Wiedziałem, że powinienem. Dla żony, córki, dla matki i braci, którzy się martwili. Wychowywaliśmy się bez ojca i wiedziałem, że czuli się za mnie, smarkacza, odpowiedzialni. Pewnie, że chciałem lepszego mnie dla nich. Ale najbardziej chciałem sam z siebie być zadowolony. Być przytomnym w pracy, iść o własnych siłach, być w domu na obiedzie, czy wyjść z córką na spacer. Wykonywać normalnie takie zwyczajne rzeczy, obowiązki dorosłego człowieka. Czyli sukces zawdzięcza Pan przede wszystkim sobie?Zdecydowanie. Sobie, a dalej każdemu kto po drodze popchnął mnie w odpowiednią stronę. Wyobraża sobie Pan tę drogę bez odpowiedniego wsparcia?Nie dałbym rady samemu, nie z moim charakterem. Pewnie są tacy, którzy się zaprą, zacisną zęby i dadzą radę. Ale znam takich co próbowali sami, raz, dwa, a po siedmiu lądowali na mitingu, bo tu nie byli w tej walce sami. Jak obecnie wygląda Pana sytuacja życiowa?Nie piję od 17 lat. Pracuję w zawodzie, na nowo, po ponad 10 latach przerwy. Mieszkam sam, z żoną rozwiodłem się kilka lat temu. Żyjemy w dobrych stosunkach, można powiedzieć, że się przyjaźnimy i dziś nie wyobrażam sobie zrobić nic złego tej kobiecie. Za dużo dobrego mi dała. Ciągle szukam nowej kobiety mojego życia :) Jestem AAA - aktywnym anonimowym alkoholikiem. Organizuję spotkania trzeźwościowe, prowadzę warsztaty w szkołach i kościołach, staram się pomóc i odpłacić. Dziękuję bardzo za rozmowę.Wywiad przeprowadziła: Milena Kwasek |
Wrocław BEZ przemocy - Wrocławska Kampania Przeciwdziałania Przemocy |